 Skała, rzeka i żaba - opowieści z Tarnu
tekst: Ania Andruszkiewicz
Niemożliwe, że już ją mamy za oknem. 'Jesień idzie, nie ma na
to rady'. Kilka tygodni temu ręce dotykały nagrzanej słońcem
skały, a teraz nos z trudem wystawić za drzwi. Będzie trzeba
jednak - czas przenieść trening pod dachy. Zawsze z trudem wraca
się na panel. Może dlatego, żeby zachować resztki motywacji,
warto dokonać przeszukania pamięci pod kątem obrazków z
minionego wyjazdu.
Pewna część opowiadania rokrocznie się powtarza; jak zwykle,
pokonaliśmy trasę z Polski do Francji. Tradycyjnie nadłożyliśmy
drogi, na szczęście w innych miejscach niż ostatnio. Jak zwykle -
zawiódł pilot. Resztki ambicji bronią się przyznać, że lepiej
nie dawać mi "mapy do łapy".
Z elementów stałego repertuaru: i w tym roku było winko do
kolacji, francuskie sery i bagietki. Tradycyjnie było też dużo
wspinania. Trudność ze wspinaniem polega na tym, że nie bardzo
poddaje się opisywaniu. Między tymi, co akurat tam byli, możemy
rzucać nazwy dróg i wspominać z rozrzewnieniem: "Taaa. pamiętasz
sięgnięcie do dziurki na '[tu: wstawić nazwę]'? No ja tam
wstawiłem nogi. A potem była locha, sięgnięcie do krawądki i ... a
potem był lot aż do ziemi." Może nie taki długi. Tak, czy
inaczej dla tych, co nie byli, powieje nudą.
A w Tarnie wielu było tego roku. Ponieważ skorzystaliśmy z
doświadczeń tych, co przybyli pierwsi, również z ich
przewodnika, a w nim takich zapisków: "W sektorze Shadocks
wspinanie od 15.00 do wieczora" i "dobre na rozgrzewkę" (wśród
zaznaczonych dróg także 8a), o samym rejonie nie będziemy się
rozpisywać. To ich rozdział tej historii. Przyjechaliśmy na
gotowe, zajęliśmy miejsca w szeregu na campingu municipale w La
Malene i spędziliśmy radosny tydzień, prowadzani za rękę od
jednej drogi do następnej. Polegając na wyborze kompanii
bywalców, odhaczaliśmy drogę za drogą w różnych formacjach. Po
tygodniu pomachaliśmy Maćkom na drogę, po kolejnym uściskaliśmy
z żalem Mirka, Kubę, i Wozia, w ostatnim zostaliśmy we trójkę
(Bubsony plus Cyryl). Pogoda okazała się mniej łaskawa dla
opuszczonych - zamiast szukać nowych rejonów eksploracji, nieco
dłużej zabawialiśmy w namiotach, wsłuchując się w (irytujący)
szum deszczu.
SKAŁA
Tarn oferuje niezłą różnorodność - od klam żółtego wapienia w
przewieszeniu L'Oasif, dziergania po ostrych krawądkach Tresor
du Zebre, wyrypy po oblaczkach L'Amphiteatr, dziurkach i
klamkach w przewieszeniu le Navire, po czujne skradanie się w
szarej płycie sektora A qui aqua.
Jak to we Francji - każdy znajdzie coś dla siebie. Sporo linii
długich, wytrzymałościowych, pięknie obitych. Wszystkie na
wyciagnięcie ręki z przydrożnych parkingów, z wyjątkiem sektora
L'Amphiteatr, który oferuje na dojściu atrakcyjny spacer po
przygodę (poręczówki). Wyceny rozsądne, (choć tu raczej bardziej
wartościowa opinia mężczyzn), drogi dość ewidentne (choć nie tak
bardzo w sektorze Calmez vous). Wszędzie hałaśliwi Hiszpanie i
sporo innych zapaleńców - rejon jest popularny.
RZEKA
W dni restowe szansa dla amatorów kajaczków - kilka wariantów
spływów leniwą (przy pogodzie) rzeką Tarn. Przy opcji
oszczędnego noclegu na dzikiej polance, którą wskazali nam
rodacy z Krakowa - rzeka oferuje możliwość kąpieli, a nawet
miejscami zajęcia z pływania. Chyba, że pogoda wykręci psikusa.
W ostatnim tygodniu wielkich deszczów i 140 km frontu burzowego
przewalającego się nad naszymi głowami, atrakcje kąpieli
znacznie zmalały - woda nabrała brudnawo żółtej barwy, zabrała
spory kawał plaży i wrednie przyspieszyła.
ŻABA
W Tarnie niewiele widzieliśmy form życia: tylko tony koników,
ćmy - kamikadze - lgnące do naszych świeczek, modliszki
zakradające się do plecaków i przycupnięte na dnie Tarnu spore
ryby a la sum. W sąsiadującym Gorges de la Jonte odwiedziliśmy
jeszcze obserwatorium sępów (z różnym rezultatem dla zdrowia -
Cyryl na cały wieczór upodobnił się do sępa).
Podczas pobytu oswoiliśmy dzikiego lokatora. Wielki ropuch
upodobał sobie baniak do wody i z tego wodnego łoża łypał okiem
na swój rewir. W deszczowe dni przykucał w przedsionku naszego
namiotu, bo wilgoć jest miła, ale żeby taki deszcz...
Gorges du Tarn we wrześniu, w dobrym towarzystwie, z grillem w
bagażniku (wypróbowany patent Mirka!) i zapałem do wspinania
jest fantastyczną opcją. Mówią, że i deszczu o tej porze roku
daje się uniknąć. Nie pozostaje nic innego, jak winą za deszcz
obarczyć Ropucha. A przy okazji znów wybrać się w tamte strony.
|