tekst: Tomasz Dziedzic

Labak - czyli czeski film w piaskach.

Przyzwyczailiśmy się do czytania relacji z wyjazdów rozpoczynających się od tego jak powstał pomysł, gdzie rozpoczęła się podróż albo jak przebiegało planowanie tripu.
Majówka w czeskich piachach nie była ani planowana, ani pomysł na wyjazd nie zasługuje na szerszą wzmiankę. W zasadzie do tej pory nie ma zgody co do tego, jak się tam znaleźliśmy. Jedna wersja mówi o transpozycji materii pod wpływem pozimowej hiper-nudy. Inna wspomina coś o deszczu żab, który ma rzekomy związek z uprowadzeniem Ostrego z Zoltara. Nie ma jasności też jaki wpływ na to wydarzenie miała słaba frekwencja na zeszłotygodniowej mszy w kościele św. Kazimierza. Jedno jest pewne – to nie mógł być zwykły zbieg okoliczności!

- Daj mu bloook! On chyba krzyczał "bloka"! – podpowiedział wiszący w połowie ściany kolega, a ja zablokowałem posłusznie linę w przyrządzie i zrobiłem kilka kroków do tyłu. Krzyśka, którego asekurowałem przestałem widzieć jakieś 20 minut wcześniej, a słyszeć... nie wiem kiedy :)
Tak, to był moment kiedy zdałem sobie sprawę, że wspin w labskich skałach jest zupełnie czymś wyjątkowym. 70 metrowe drogi sportowe (!) nie są tym do czego przywykłem "na łeście". A w Labaku...? Pojedźcie i sprawdźcie sami z czym to się je!

Pierwsze godziny w tym miejscu jak zwykle spędziłem na poznawaniu lokalnych zwyczajów, zapamiętywaniu ścieżek. Zacząłem od drogi z baru do samochodu. Dla pewności przeszedłem się jeszcze z samochodu do baru... no i wróciłem z powrotem: bar -> samochód.
Jak już obcykałem podstawy (co zajęło mi na prawdę niewiele czasu – odległości są do pokonania w jednym klapku po dowolnej ilości pysznego piwa), ruszyliśmy w skały. Oczywiście trzeźwi – nie myślcie sobie!

Tutaj należy się krótkie wyjaśnienie. Miejscówka do nocowania, czyli parking z zacnym szlabanem, obsługiwanym ręcznie, znajduje się po zachodniej stronie Laby. Laba to rzeka. Płynie na północ. Skałki znajdują się po obu jej stronach. Ciągną się wiele długich kilometrów. Miejscówka do nocowania znajduje się w malutkiej miejscowości (w zasadzie to kilka chat) Dolni Źleb.

Pierwszego dnia "zapoznawałem się ze skałą" więc chłopaki zaprowadzili mnie za rączkę do lasu... po wschodniej stronie Laby. Wiązało się to z przeprawą promową wartą kilka (!) koron za łba lub 20 koron za auto z 5 osobami na pokładzie. Czyli coś w okolicach 1zł na osiłka. Zacnie? Parking przy domu starców. Rozpoznacie go na pewno – ma wielki czerwony szyld "RELAX", w oknach czerwone lampiony.
Podejście rozpoczynamy z owego parkingu. Idziemy przeuroczym laskiem. Aż się czeka jak zza jakiegoś głazu wyskoczy krasnal i zada zagadkę. Jak nie odpowiesz, to rzuca urok "pamięci" na twoje karabinki w ekspresach. Podejście nie jest dłuższe niż od Księżniczki pod Wysoką. Dacie radę! Ja dałem - a jak każdy wie, z powodzeniem staję w szranki z Cichym w konkursie na najmniejszy obwód łydki w Trójmieście.
Po tej stronie brzegu skały oferują długie wspinanie po różnorodnych drogach. Znajdziecie tu więcej łatwych dróg niż po stronie zachodniej – dobre na początek. Wystawa idealna dla amatorów mahoniu. Jeśli nie chcesz wypaść blado na plaży w Sopocie już na początku sezonu – majówka w tym sektorze jest dla Ciebie! Spokojnie znajdą coś do załojenia amatorzy francuskich szóstek jak i siódemek. Trudności poniżej francuskiej 6a też się znajdą.
Przestrzegam jednak przed starymi i łatwymi drogami – mogą być bardzo rzadko obite. Prowadzili je średniowieczni wspinacze w stalowych zbrojach więc niczego się nie bali. A wiadomo jak niewygodnie osadza się przeloty w ciężkiej zbroi. Radzę zapoznać się z przewodnikiem i obejrzeć przeloty z gleby zanim się wbijesz w drogę. Można też poprosić o pomoc lokalsów lub stałych bywalców – ale tutaj przyda się wyczucie tamtejszego poczucia humoru. Leśne skrzaty tylko czekają na to, jak jakiś sztywniak-żółtodziób wbije się na 40m drogę z 3 przelotami bez żadnych taśm i węzełków. Jednak nie lękajcie się – powspinać się można bezpiecznie i bez zbędnych stresów. Stalowe jaja są w cenie, ale można się obejść bez nich. Trzeba tylko mieć łeb na karku, fantazję na wodzy i mocno zaciśniętą ósemkę.
Tak, tak... taśmy i węzełki. Zabierzcie ze sobą taśmy do zakładania przelotów w łatwym i rzadko obitym terenie. Węzełki też mogą się przydać. Kilka słów na temat asekuracji w piaskach napisał już Makar. Kości i innego żelastwa NIE używamy. Warto zapoznać się z etyka piaskowcową, porozmawiać z doświadczonymi łojantami albo poczytać wynurzenia i wspomnienia dostępne w różnych magazynach czy na necie.

Zgodnie z nowymi wytycznymi lokalnej organizacji magnezję powinno używać się wyłącznie na trudniejszych drogach (powyżej IXb – teoretycznie odpowiednik 7a). Ale jak sami zobaczycie – przepis ten jest czasem łamany. Pozostawiam tę kwestię do indywidualnej oceny, lokalsi podobno mają twarde pięści i długi zasięg.
Piaskowcowa skala trudności jest inna niż poznana krakowsko-jurajska szóstkologia czy skala francusko-makaronowa. A Labskie wyceny owiane są legendą bo uwielbiają zaskakiwać. Tutaj doświadczymy dróg oznaczonych np. VIIc co może stanowić odpowiednik krakowskiej 6.1-; IXa co może sprawiać trudności podobne do tych spotkanych na naszych 6.3. Ale jak powiadają bywalcy czeskich piachów – nie przeliczaj skali, tylko policz wpinki i nie spierdziel się przed pierwszą. A ona czasem bywa osadzona tam gdzie kończy się ściana w elewatorze. No może trochę niżej.


Jeśli ktoś boi się pływać promem, nie lubi słońca albo po prostu chce poprowadzić coś trudniejszego, bardziej łestowego (polecam sektor Indianka) – zapraszamy na stronę zachodnią (w przewodniku występuje pod tajemniczą nazwą "Lewy breh"). Dojście zajmuje ok. 10 minut. Po tej stronie Laby przy podejściu również miniecie kilka ciekawych głazów. Jest ich w okolicy cała masa, a na necie krążą fajne przewodniki więc amatorów małych form zachęcam do zabrania materaca z wersalki babci (w czerwcu i lipcu 2010 zabierz babci też dowód osobisty).

Informacje praktyczne:
Dojazd do Labaku (a w zasadzie do miejscowości Dolni Źleb) dla północniaków najlepszy jest przez Kiełbaskowo, obwarzanek Berlina, Drezno. 750 km z Trójmiasta i blisko 8h jazdy autem stanowi genialną alternatywę dla szklanej jury.
Na miejsce noclegu, w którym byliśmy, można dojechać na wiele sposobów. Polecam dwa w kolejności wymieniania:
  1. w godzinach urzędowania promu – czyli od 8 do 18 (choć nie ma reguły!): dojazd z Drezna autostradą w stronę Pragi, odbijamy do miasta Dećin, z Dećina kierujemy się cały czas prosto na wschód i przejeżdżamy przez most na drugą stronę Laby; następnie kierujemy się wzdłuż Laby na północ i dojeżdżamy do... domu o nieprzypadkowej nazwie "Relax". Ten mroczny przytułek zbłąkanych dusz mamy po lewej stronie, kilka metrów wcześniej minęliśmy zjazd w lewo do promu. Należy tam właśnie się udać i poczekać kilka chwil na prom.
  2. nocą lub wieczorem owy prom nie działa więc dojeżdżamy do Dećinu, ale nie przeprawiamy się mostem na drugą stronę rzeki tylko zatrzymujemy się, sadzamy za kółkiem odważnego i wprawionego kierowcę z dobrym poczuciem szerokości auta i jedziemy wzdłuż Laby i torów kolejowych (dosłownie kilka metrów od brzegu) kierując się drogowskazami na Źleby (mamy dojechać do miejscowości Dolni Źleb). Droga będzie wąska, kręta i w 10-15 minut będziemy na miejscu.
Jak wjedziemy do rzeczonej mieściny to kierujemy się w górę, mijamy z lewej 2 bary, z prawej 3-4 chatki i po lewej stornie naszym oczom powinien ukazać się parkingo-camping. Jeśli nie minęliście barów, chatek i nie ma parkingu – cofacie się 3 pola do tyłu, tankujecie brykę do pełna, a pilot wącha swoje buty przez 10 minut. Kostką rzuca pasażer z tyłu.

Socjal. Temat prosty acz uroczy i pyszny. Jest parking i jego szef. Janek mógłby być ojcem... waszych rodziców. W waszym wieku łoił takie drogi, o jakich nie śnił Krzysztof Szarmancki. Janek nie jest typem dorobkiewicza, nie zapuścił wąsów ani też nie nosi nowych adidasów - więc nie uszczupli waszego budżetu zanadto. Za 3 noce i 3 osoby z samochodem zapłaciliśmy łącznie 180 koron. Obok stoi domek i można wykupić miejscówkę w tej chatce.

Łazienka, prysznic, sauna, basen i chyba nawet jakuza podobno są. Jean Claude Van Damme ma w pobliżu posiadłość i za podniesienie poziomu RP (swojego – nie jego, on ma już najwyższy) zapewnia darmowy masaż tajski. Wykonuje osobiście. Nie wiem gdzie bo nie szukałem. Korzystałem z darów natury i okolicznego strumyczka ;-)

Ilość dróg i rodzaj wspinu powala – każdy znajdzie coś dla siebie, większość dróg wymaga zaopatrzenia się w 80m linę, choć i na tej nierzadko trzeba zjeżdżać na dwa razy. Więc jak weźmiecie 60tkę to będzie tylko więcej frajdy. Forma zapewnia najwyższe tarcie jakiego doznałem. Nawet pan Wacek – szorstki w obyciu konserwator z mojej podstawówki się chowa. Bierzcie dziewczyny kremik bo skóry będą piec po dłuższym wysiłku.

Co więcej dodać? Przewodnik kosztuje 30 zł. Piwo 4zł. Herbata jest droższa od piwa, od wina, od wódki i kilku innych napojów. Czy to jakiś znak – ocenicie sami. My nie marzyliśmy o szklance erlgreya. Jedzenie? Puszki? Gotowanie makaronu, smażenie jajecznicy? Zostawcie te łestowe zabawy na wycieczkę z teściami nad jezioro. Kosti – właściciel baru, do którego drogę bardzo dobrze znam, utuczy was najpyszniejszymi i najtańszymi strawami jakie miało okazje poczuć wasze podniebienie. Wasze kobiety w końcu odpoczną, nie będą musiały otwierać puszek spinką do włosów, gotować obiadu dla 4 byków na resztówce gazu, drapać menażek nad ranem. Totalna laba. Jak to w Labaku.

W dzień restowy warto wybrać się na dłuższy spacer do okolicznej mieściny po wschodniej stroni Laby – Hrensko. Doznacie tam nieprzeciętnych widoków, zjecie wspaniałości w restauracjach (niedrogo), skosztujecie pysznego piwa (tego nigdy nie jest za wiele) i zrobicie zakupy w sklepie wspinaczkowym u Hudego. W sklepie owym znajdziecie mapkę okolic i kilka fajnych miejsc do odwiedzenia – most skalny, 300 metrową fontannę tryskającą niemieckim piwem, stare lądowisko kosmitów itp. Na leśnej drodze można spotkać rozmownego starca wzrostu krasnala, który nie dość że jest brzuchomówcą to zna wszystkie żarty świata i opowiada je wspak.

Czy polecam? Nieee... siedźcie w domach! Zajmiecie mi tylko miejsce na Jankowym parkingu.

Przydatne linki:



Zdjęcia z wyjazdu


(c) Copyright ZANIK
www.zanik.pl