Filar Ganku - zimą.

Tekst: Marek Ziółkowski

Ten tekścik opisuje wspinaczkę nie zakończoną sukcesem, więc można zadać sobie pytanie, po co opisywać takie rzeczy! Też się nad tym zastanawiałem i w końcu doszedłem do wniosku, że czemu by nie... może ktoś zapragnie spróbować swoich sił na odległej Tatrzańskiej ścianie....:-)
Siedemsetpięćdziesięciometrowy filar Ganku "wyrasta" z doliny Kaczej, i jak to pisał mój ulubiony autor górskich opowieści Andrzej "Młody" Machnik, jest to droga, z którą każdy rasowy "zimowiec" powinien się zmierzyć, tak więc i ja wraz z moim partnerem Wojtkiem Litwinem jako aspirujący do grona tych "rasowych" postanowiliśmy naprzeć...
Przejście tej drogi (jak dla mnie) jest bardziej przedsięwzięciem logistycznym niż technicznym, ponieważ dolina Kacza nie oferuje luksusu w postaci schroniska, wszystkie bambetle trzeba targać ze sobą w worze. Tak więc z początkiem marca zeszłego roku, objuczeni sprzętem wspinaczkowym i biwakowym przekroczyliśmy granicę na Łysej Polanie. Parę godzin podejścia doliną Białej Wody i zapadliśmy na kibel na polanie pod Wysoką. Pobudka o 24-ej i po dalszej części podejścia o świcie stanęliśmy u wylotu rynny Birkenmajera którą zaczyna się droga. Piękna pogoda i ładnie wylodzony początek rynny wprawiają nas w dobre humory, trzeba chyba dodać ową rynnę należy się starać przejść w miarę szybko, ponieważ zbiera ona wszystko co leci ze znajdujących się powyżej żlebów Świeża i Stanisławskiego. Po dwóch godzinach wspinaczki rynną znaleźliśmy się nad Gankową Kopką, gdzie droga wchodzi w skały filara, skąd walące się żlebami potężne pyłówy możemy obserwować w miarę bezpieczni. Wspinanie powyżej Gankowej Kopki,to bardzo fajny mikstowy teren, nieprzekraczający IV-ki, a trudności miały być dopiero w kopule szczytowej do której jak się domyślacie nie dane nam było dotrzeć ... a dlaczego , ano dlatego że jak to często bywa w górach , pogoda dupneła! Zaskoczeni nagłym załamaniem pogody w okolicach wyżniego Gankowego przechodu zatrąbiliśmy na odwrót . Silny opad śniegu i co najgorsze temperatura powyżej zera , przerobiły nas w niedługim czasie na mokre szmaty , morale wyraźnie spadło a wycof to chyba temat na oddzielny artykuł . Po niekończących się zjazdach w końcu około północy znaleźliśmy się pod ścianą i na pierwszym napotkanym wypłaszczeniu wpakowaliśmy się do śpiworków ...obudziliśmy się przy pięknej pogodzie , jednak dodatnia temperatura utwierdziła nas w słuszności podjętej decyzji (za parę godzin znowu dupneło :)) . Po małym śniadanku udaliśmy się w drogę powrotną odgrażając się powrotem w następnym sezonie!
W tym sezonie znów znalazłem się na tej drodze , lecz tym razem w towarzystwie Włodka Comporka ( sorry Wojtas) . Uzbrojeni w szczegółowy schemat drogi (GÓRY kwiecień 2001) , zostawiliśmy sprzęt biwakowy w dolinie i na lekko naparliśmy na filar , cóż to była za odmiana , lekkie plecaki , szpej zredukowany do niezbędnego minimum zapowiadały rychły sukces. Poruszaliśmy się bardzo sprawnie i ... w pewnym momencie ugrzęźliśmy w łatwym terenie . Jedynkowo-dwójkowe wyciągi , przysypane śniegiem o konsystencji cukru sprawiały że kopaliśmy się w miejscu . Dwieście metrów takiego terenu zajęło nam parę ładnych godzin i o 15-ej znaleźliśmy się na jedną długość liny od kopuły szczytowej .Dodatkowo tak jak poprzednio dupneła pogoda ( nigdy więcej nie uwierzę prezenterowi z TVN-u) . Decyzja o wycofie przyszła z trudem , ale brak sprzętu biwakowego przewarzył , bo jak to mówią kibel mieliśmy jak w banku . Sam wycof zajął nam około 10-ciu godzin i kosztował kupę szpeja w tym jednego z moich ukochanych "Warthogów" które jak wiedzą moi znajomi są moim oczkiem w głowie i ciężko było mi się z nim rozstawać. Ponadto zjeżdzanie rynną Birkenmajera przypominało rosyjską ruletkę! Musieliśmy zjeżdzać w minutowych przerwach pomiędzy kolejnymi "tramwajami" . Około piątej nad ranem znaleźliśmy się przy naszych betach , gdzie Włodka spotkała niemiła niespodzianka w postaci śpiworka nasiąkniętego w całości wodą... Po paru godzinach snu , znowu się odgrażając udaliśmy się do domku . Jak głosi przysłowie "do trzech razy sztuka" więc w przyszłym sezonie na pewno znowu zawitam pełen nadziei pod filar Ganku , chociaż niepokojem napawają mnie różne interpretacje tego przysłowia . Jedni mówią dwa razy danie ciała a potem sukces a drudzy twierdzą że trzy porażki i dopiero sukces... Ale to się zobaczy w przyszłym sezonie!

Szpej potrzebny do przejścia drogi zimą: lina podwójna 2x50 m, około 10-ciu ekspresów, tzw. Standardowy zestaw haków,(można też zabrać ze dwie jedynki, mało ważą a mogą się przydać) komplet kości, parę friendów i taśmy + szpej osobisty, niezbędny do łojenia zimą i sprzęt biwakowy.

Ponadto trzeba wiedzieć że na drodze jest bardzo mało stałych haków i stanowisk które trzeba budować samemu , chociaż dla mnie jest to in plus , i mam nadzieję że dla wspinaczy o podobnym podejściu do wspinania w górach także .Zresztą ten opis miał być w zamierzeniu zaproszeniem do przygody a nie receptą na sukces , dlatego wybór padł właśnie na tą drogę do przejścia której potrzebne jest dobre przygotowanie , znajomość topografii i umiejętność oceny warunków panujących w górach .

Życzę powodzenia (sobie także :) ) mając nadzieję że wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi "duch w narodzie nie zginie"
Pozdrówki
Ziutek


Początek rynny Birkenmajera Wyjście z rynny Fajny mixt Wojtas na sztandzie...
czyżby reklama :-)?
Pobudka po pierwszej próbie

POWRÓT

(c) Copyright ZANIK
www.zanik.pl