Claret

tekst: Ania Andruszkiewicz

    W szczycie sezonu bulderowego, czekamy raczej na kolejne BulderGangsta i w tajemnicy przed całą resztą ładujemy w mrocznych piwnicach. Nikomu teraz nie w głowie rozgrzane słonkiem skały, szorstki dotyk wapienia, morska bryza i inne tam romantyczne detale. Chociaż nie od wczoraj wiadomo, że różnice zdań są wyraźne, jedni lubią to, drudzy tamto, i ta różnorodność jest piękna. Dlatego będzie o skałach.

W tym roku udało nam się troszkę pojeździć, ale większość z tych miejsc już znacie i to pewnie lepiej od nas, dlatego skoncentrujemy się tylko na relacji z wyjazdu listopadowego. Dołączyliśmy do statystycznego grona 10 mln turystów, którzy rokrocznie odwiedzają Lazurowe Wybrzeże. Zanim jednak morska bryza…

Wyjeżdżaliśmy z duszą na ramieniu, na letnich oponach w dniu jedynego poważnego opadu śniegowego ubiegłego roku. Zupełnie brakło nam zdecydowania, co właściwie chcemy uprawiać podczas zaległej podróży poślubnej: czy chcemy zobaczyć więcej, czy skoncentrować się na cyferkach. Ilość czy jakość? Ostatecznie, zignorowaliśmy cyferki i odwiedziliśmy:

Chateauvert
Obszerną relację z wyjazdu grudniowego zamieszczał niegdyś Artur Ludwikowski i wszystkie uwagi poczynione w niniejszym tekście są aktualne. Z autopsji - listopad wydaje się idealny do eksploracji tego maleńkiego rejonu. Sucho, słonecznie (wystawa południowa), czas wspinania znośny: od 10.00 do 16.00 w słońcu, potem niestety nadciąga jesienny chłód i tuż za nim zmrok (nieco po 17.30). Plusem są niekontuzyjne chwyty, raczej wytrzymałościowy charakter wspinania, lekkie przewieszenia, zwartość rejonu - wszystkie skały dostępne niemal z ulicy. Wąwóz ma swój urokliwy klimat, jesienią trzyma gamę wszystkich barw. Tu i ówdzie z krzaków wybiegają dzikie świnki, przeganiane odgłosem strzałów. Listopad to sezon polowań, nic dziwnego, że czmychają z zarośli, czasem niemal prosto pod koła. Nawet jesienią jest tu dość tłoczno: poza lokalnymi gwiazdami, kręci się sporo międzynarodowego towarzystwa. Na najbardziej imponującej ścianie drogi sięgają 45 - 50 metrów i kusi wynik: wspinanie jest ciekawskie, ale mimo to, dość ewidentne. Główna ściana z drogami do 8b budzi apetyt i stąd ta popularność. Poza nią jest sporo wspinania poniżej 6c - stąd w każdy weekend duża ilość szkółek wszelkiej maści. Osobiście, polecalibyśmy Chateauvert na tygodniowy wyjazd mniej więcej o tej porze roku. Camping w Correns jest czynny, ceny preferencyjne.

Verdon - opcja na rest
Odbyliśmy wycieczkę sentymentalną do kanionu, który zrobił na nas niegdyś ogromne wrażenie: podwójne, bo tu się poznaliśmy i jak dotąd, tylko tu wspinaliśmy się z lotnych stanowisk. Takiego wrażenia przestrzeni i przygody nie pozostawił dotąd żaden inny francuski rejon. Dzień nam upłynął na podziwianiu orłów, które, po konsultacji ze znajomymi ornitologami, okazały się być sępami płowymi. Tym lepiej, bo to ptactwo jeszcze rzadsze. Naocznie zbadaliśmy, że w listopadzie i tu da się wspinać i temperatury są akuratne. Przy tym cisza, spokój, z rzadka jakiś skłonny do rozmowy turysta.

Thaurac
Rozległy rejon znany głównie mieszkańcom Montpellier. Znaleźliśmy się tutaj z polecenia znajomego rezydenta tego obszaru geograficznego, który nie tylko pokazał nam rejon, ale czynnie powiększył szeregi wspinaczkowe. Mariusz, wspólnie z mniej zaawansowanym wspinaczkowo Robem, rodowitym mieszkańcem Wysp Brytyjskich, dali nam dużo pozytywnej energii. Thaurac jest czymś w rodzaju różnych grup skalnych skupionych wokół rzeki Thaurac. Imponująca liczba dróg, bo ponad 600, świadczy o potencjale, jednak pod niektóre sektory podejścia są długie, kilka sektorów nie daje się znaleźć z OS-a. Wapień jest szary, wymaga owspinania i sprytu. I silnych palców. Wystawa w sam raz na zimę, jednak wielkość chwytów wielu mogłaby odstraszyć. Wspinanie bardzo techniczne, wymagające, również koncepcyjnie. Na pewno nie do wyuczenia w sektorze trójmiejskim Alfa. Głównie piony, czasem połogie płyty, wszystko wzorowo obite. Dla urozmaicenia po wspinaniu w żółtym wapieniu - oj, uczy pokory!

Claret
Zważywszy na temperatury w ciągu dnia późną jesienią, latem wspinanie jest tu chyba niemożliwe (wystawa południowa), chyba, że ktoś chce się odwodnić. I tu sektor Alfa mało pomocny. Wyceny rzetelne, naprawdę syte wspinanie. Mimo strasznej walki, którą trzeba było stoczyć na prawie każdej drodze, oboje jesteśmy zakochani w tym niewielkim, acz imponującym murze. Prawie brak dróg łatwych (raptem 10 z wyceną do 6a+), za to frajda dla stworzeń pokonujących francuskie 7-ki OS. Na 'łatwe' 8a jednak nie ma co liczyć: na drogach o tej wycenie, co ruch, to bulder. Wspaniałe tarcie, bardzo syte starty (z podcięcia, niemal wszędzie trzeba umieć wciągnąć nogi), trudne sekwencje, mało czytelne kombinacje, trzeba myśleć i myśleć. Ściski, odciągi, oblaki, nawet sople, ba - wspinanie w dachu. Drogi są krótkie (max. 30 m), ale oferują takie nagromadzenie różnych trudności, że po przerżnięciu startu na rękach, pocieszaniu się na kilku ruchach w pionie (które trudno odgadnąć), że wycena musi być za ten start, wejściu w kolejne wymagające podcięcie i sekwencje w odciągach w przewieszeniu, odpadnięcie na wampirkach szarej połogiej płyty, tuż przed końcem, w odległości pół metra od łańcucha, daje i tak… satysfakcję! Trudno, nie udało się, ale ile się człowiek nawalczył...
Może nieco frustrujące jest to, że popołudniami pełno tu lokalnych Frącków, przyjeżdżających po pracy, jak my do sektora Alfa, na rozgrzewkę na 7b i dwie próby na 8c. Cóż, w tym zestawieniu zawsze będziemy tylko rekreantami. Ale nawet rekreanci potrafią docenić urodę tych dróg. Ba, mogą się tu bawić do woli!

Gorzej jest ze spaniem. Nie znaleźliśmy żadnego czynnego campingu w najbliższej okolicy. Spać można w zatoczkach przy drodze, wodę pobierać w Embruscales. Do komfortu jednak daleko. Mieliśmy metę u przyjaciół w Montpellier i naprawdę listopadową porą jest to skrajne szczęście.

Wróciliśmy zawspinani, zachłyśnięci skałami, szczęśliwi restowymi spacerami w poszukiwaniu śródziemnomorskich muszelek wzdłuż pustych plaży. Morską bryzą. Absurdalnym widokiem flamingów w zatoczkach Lazurowego Wybrzeża. Na cały miesiąc jeden dzień deszczu, a i ten spędziliśmy po prostu … w Barcelonie.




Zdjęcia z wyjazdu


(c) Copyright ZANIK
www.zanik.pl