"Raj utracony...", Ceüse 9.VIII - 3.IX '03

Tekst: Żółw

[10.VIII.2003] (gdzieś za granicą włosko-francuską...)

„.... jest dobrze. Minęła właśnie 9 rano, a ja już we Francji! Nie myślałem, że samemu tak szybko podróżuje się STOP’em! Stąd do Gap’u jest już tylko jakieś 50km. To się może udać...”

     Nie muszę długo czekać. Łapię 10-ty samochód i już mnie nie ma. Słońce pali niemiłosiernie, a Ceuse zdaję się być coraz bliżej...
    Na camp pod skałami docieram koło 16-tej. W recepcji u Gerarda dowiaduję się, że znajomi ze Śląska którzy mieli być na miejscu wymeldowali się 2 dni temu...?! ...ale spoko, nie panikuję „...na bank przenieśli się pod skały.”
    Niestety perspektywa fizycznego dobicia się na godzinnym podejściu, razem z dwoma ciężkimi plecakami, nie wydaje się być tym o czym marzę, więc żeby naładować akumulatory i odświeżyć się po podróży, decyduje się przenocować na camp’ie. ( 3.60 euro/noc – podrożało...)

    Rano spotykam Patrycję i dowiaduję się, że razem z Hanysem, Budyniem i Olą przenieśli się do lasku nieopodal camp’u i dzisiaj odpoczywają. ( Miejscówka jest za free, ale i tak pod skały trzeba tyrać...)
    Chwilę później dojeżdżają Szumiłkowie. Dla aklimatyzacji decydują się zrobić jeden dzień rest’a, ale to w żadnym wypadku nie powstrzymuje mnie żeby jeszcze tego dnia uderzyć w skały samemu.
    Godzinny spacerek i już zaczynam szukać asekuranta :) Parę łatwych dróg w zupełności mi wystarcza. To dopiero początek...

    Trzeciego dnia wracam spod skał już po ciemku, gdy nagle w pełnym biegu napotykam na zbliżającą się z naprzeciwka kolumnę bliżej nieznanych mi osób... rzucam tylko „...Ciao!!” i już mam ich minąć, gdy nagle słyszę: „Żółw?! Co ty tu robisz?! :))
     W ciemnościach rozpoznaję znajome twarze Łukasza z Tomkiem. Oni również przyjechali na 2 tygodnie. A teraz razem z Łodzianami wspólnie wypluwają płuca na podejściu, gdyż jak się okazuje, całkiem spora polska ekipa mieszka pod skałami w sektorze Face de Rat. Na szczęście dowiaduję się, że znajdzie się jeszcze dla mnie jakieś wolne miejsce. Decyzję o zmianie lokum podejmuję jeszcze zanim docieram na camp.
        Nazajutrz decyduję się dokonać przeprowadzki jednego dnia...co przekłada się na dwa masakryczne kursy (góra-dół) ze wszystkimi swoimi betami, po 2,5h każdy. W sumie to nie myślałem że te 25 piw będzie aż tak ciążyć....,ale czego się nie robi żeby wypić zimne piwko po wspinie i oglądać takie wschody słońca...
    W “hotelu” Face de Rat bywa tłoczno. Tym razem miejscówki od prawej zajmują: Bartek , Siedziuch, Kadej, Ogór, Tomek, Łukasz, Gosia z Radziem, Julka, Mateusz z Marleną i na końcu Zrzeli. Pozostaje mi posłusznie zająć ostatni wolny “pokój” na końcu korytarza. Nie narzekam. Miejscówka jest wypasiona :)
    Niedługo potem dzięki ekipie śląskiej (Hanys, Patka, Ola, Budyń), zaadoptowane do mieszkania zostają pomieszczenia po drugiej stronie jaskini, w których, jak się parę dni później okazało z powodzeniem zmieścili się również: Adaś, Marita i Andy z Szafą. Gdzieś w połowie tego całego zamieszania zjawił się jeszcze Cichy z Jezusem i Kingą, a na koniec żeby było ciekawiej, dołączyli jeszcze Krakusi: Heród z Moniczką i Młody...
    ... i generalnie tego wszystkiego co się tam dalej działo nie da się opisać......po prostu nie potrafiłbym tego dobrze zrobić... tam po prostu trzeba było być.


[3.IX.2003] (3 tygodnie później...gdzieś w Austrii...)

“...co ja do cholery robię w tym tunelu?!! Przecież zaraz coś mnie rozjedzie..., k... czemu mi się to zawsze przytrafia...”

Powrót do STRONY GŁÓWNEJ

(c) Copyright ZANIK
www.zanik.pl